Bunt 2 latka
Jak pisałam w poprzednim poście (matka to nie robot) ostatnio z moją kondycją psychiczną nie jest całkiem dobrze.
Przyczyn tego stanu rzeczy tłumaczyć nie będę, bo jest ich wiele ale największą z nich jest własnie tytułowy bunt 2 latka. I nie wierz tym idealnym matkom, które twierdzą, że takowy nie istnieje, że to wymysł wyrodnych matek, na usprawiedliwienie tego, że sobie nie radzą.
Bunt jak najbardziej istnieje i nie daj sobie wmówić, że jest inaczej. Twoje dziecko może go przechodzić wcześniej lub później, lżej lub mocniej ale z dużym prawdopodobieństwem można powiedzieć, że ten okres kiedyś przyjdzie.
Nasz czas właśnie nadszedł i nie należy do łatwych. Szczególnie dla mnie, choleryczki, która wścieka się z byle powodu. Niestety teraz już wiem, że Panna K. odziedziczyła to po mnie i tak samo jak jej matka kiepsko sobie z tym radzi.
Wszędzie czytam jak to postępować małym buntownikiem i co ?
I jak zwykle mam wrażenie , że 80% rad na temat dzieci piszą osoby, które ich nie mają.
Zwykle niestety te złote rady u nas się ni jak nie sprawdzają.
Jak więc przeżyć ten ciężki czas?
IMPROWIZOWAĆ
tak dobrze widzisz improwizować ... wiem uśmiałaś się ...
ale...
każda sytuacja jest inna i nie każde dziecko daje się "nabierać" codziennie na te same sztuczki.
Nikt o tym nie mówi, że dziecko, które wczoraj zamilkło jak zaczęłaś do niego mówić szeptem, dziś już tego nie zrobi. Dziecko uczy się tak jak każdy, a jego bunt często jest okazaniem sprzeciwu do danej sytuacji.
Dlatego musisz próbować różnych sztuczek w różnych sytuacjach i się nie poddawać.
Ale nade wszystko ZACHOWAJ SPOKÓJ...
jak trzeba zamknij sie w łazience na 2 minuty, wyjdź z pokoju, weź kilka oddechów by bardziej nie nakręcać spirali wrzasku.
I uwierz w to, że KAŻDY ma chwile słabości i czasem podniesie głos, wrzaśnie, krzyknie, mimo, że o tym się nie mówi (bo to nie medialne by się chwalić swoimi "porażkami")
I uważam, że nie czyni to z nikogo gorszej matki. Wręcz przeciwnie, gorsze jest udawanie, że nic sie nie dzieje, ignorowanie i dziecka i jego emocji. Czasem owszem jak widzę, że co bym nie robiła to nie dociera to przeczekuję wrzask i czekam aż nieco przycichnie, potem staram się rozmawiać.
I to nie zupełnie jak z dzieckiem a jak z dorosłym. Bo dosłownie chcę usłyszeć co jej leży na wątrobie.
A Ty jak sobie radzisz w takich ciężkich momentach?
Brak komentarzy: